niedziela, 26 stycznia 2014


Słyszałam już różne teorie dotyczące wyrabiania nawyków. Jedne mówiły o dwóch tygodniach, inne o 21 dniach, a jeszcze inne o miesiącu. Ostatnio swój nawyk udało mi się wypracować (a dokładniej pozbyć się złego nawyku, który zabierał mi mnóstwo czasu) w mniej niż dziesięć dni.

1 stycznia napisałam że jednym z moich (bonusowych) postanowień będzie wyeliminowanie wejść na strony plotkarskie. Po kilku dniach zdałam sobie sprawę, że wcale nie mam potrzeby tam zaglądać, a dokładnie 10 stycznia - że nie muszę się nawet kontrolować przed odruchowym wpisaniem adresu do przeglądarki. Automatycznie przestałam też wchodzić na kilka innych bezsensownych stron oraz internetowych witryn sieci odzieżowych (chyba, że akurat planuję zakupy). Spokojnie mogę powiedzieć, że dało mi to codziennie około godziny, którą mogę przeznaczyć na przyjemniejsze rozrywki.

Teraz chcę popracować nad jeszcze jednym nawykiem, który choć trochę "rozciągnie" mi dobę. Tym razem to zadanie cięższego kalibru więc wykorzystam znany wszystkim format "30day challange" (mam wrażenie, że ostatnio wszystko jest "30 day").

Pod lupę idzie moje wstawanie z łóżka. Ostatnio idzie mi to okropnie, jeśli akurat mam wolne, to tracę przez to niemal całe przedpołudnie, reszta dnia jest również "rozmemłana". Moim największym wrogiem są chyba te nieszczęsne drzemki w telefonie. A co gorsza spotkałam się też z nimi w tradycyjnych budzikach!

Więc od dzisiaj aż do 24 lutego będę starała się wstawać CODZIENNIE o 5:00. Zobaczymy czy później nie będę chciała tego odespać

0 komentarze:

Prześlij komentarz