poniedziałek, 7 kwietnia 2014


Pierwsze blogowe wyzwanie poszło mi całkiem nieźle, pewnie gdybym nie zobowiązała się publicznie to pewnie nigdy nie udałoby mi się (tak z własnej niepszymuszonej woli) przyzwyczaić się do zwlekania z łóżka o tak nieludziej godzinie. Co więcej nadal mój budzik ustawiony jest na 5:30 i zazwyczaj nie naciskam już tego oktopnego guzika z napisem "snooze". 

Teraz przyszła kolej na gotowanie. Bardzo lubię krzątać się w kuchni, chociaż w moim przypadku to trochę określenie na wyrost (jedna osoba nie ma z tym problemu - dopóki nie otworzy się piekarnika czy zmywarki, dwoje to już tłum). Może dlatego nie robie tego zbyt często. Kuchnia to królesto mojego ojca, a kiedy już kończy: a) jest tam tak brudno, że nie daję rady gotować (mały aneks wymaga wręcz nieskazitelnego porządku, zostawisz miskę na blacie, zostanie ci niecałe 40 cm miejsca na pracę), b) przychodzi pora obiadu, potem zmywania i ojciec zaczyna przymiarki do kolacji :) Do tego jestem osobą która zawsze chce trzymać się przepisu.

Ale kiedy i dla mnie przyszła ta znana wszystkim kobietom wiosenna chęć zmian (czytaj: wiosenna feria diet i oczyszczania) postanowiłam przyrządzać sobie jak najbardziej zdrowe i jak najbardziej zróżnicowane posiłki, których wcześniej nie przyrządzałam. W ten sposób wpadł mi pomysł na kolejne wyzwanie. 

Na rozgrzewkę dzisiaj rano powstał koktajl z banana, pomarańczy i ... szpinaku! Myślałam, że będzie dla mnie nie do przejścia, ale był mega! (wystarczy tylko pokonać pierwszy wstręt do koloru). Moje małe sukcesy można codziennie obejrzeć tutaj




photo credit: H is for Home via photopin cc
Next
This is the most recent post.
Previous
Starszy post

0 komentarze:

Prześlij komentarz