poniedziałek, 17 lutego 2014


No właśnie. Jak żyć z kimś, kto się nie odzywa, nienawidzi ludzi i jest wypruty z jakichkolwiek emocji?

Stop. Jak większość społeczeństwa trochę nie ogarniasz kim jest introwertyk. Pomogę wam odkryć ich na nowo. Największą tajemnicą życia z introwertykiem jest ZROZUMIENIE GO (ale polecam stosowanie tego środka w kontaktach ze wszystkimi, niezależnie od  charakteru). Bardzo długo nie mówiło się o typach osobowości, a jak już zaczęto - utrwaliły się pewne mity.

MIT #1 Introwertycy są nieśmiali

Nie są. Nie wszyscy. Introwertyzm nie pociąga automatycznie za sobą nieśmiałości. Niestety często traktuje się te dwa pojęcia jako synonimiczne. To, że ktoś nie lubi mówić, tylko po to, żeby mówić nie oznacza strachu czy wstydu. Pewnie nie powiedzielibyście, że Bill Gates jest nieśmiały. 

MIT #2 Introwertycy nie lubią rozmawiać

Wręcz przeciwnie. Introwertycy wolą najpierw posłuchać, przemyśleć a dopiero potem mówić. Dlatego często uważają zwykłe pogawędki o pogodzie za stratę czasu (albo tak jak ja nie wiedzą co w takich sytuacjach powiedzieć). Ale jeśli traficie na "ich" temat... gwarantuję nawet kilka godzin spędzonych na gorącej dyskusji.

Inną sprawą są wystąpienia publiczne. Introwertycy są naprawdę są w tym dobrzy. Osobiście, nawet łatwiej mi mówić do pięciuset osób niż wyjść na środek sali podczas seminarium (gdzie jest nas siedmioro).

MIT #3 Introwertycy nienawidzą ludzi

Bzdura. Introwertycy naprawdę czerpią przyjemność z kontaktu z innymi osobami. Co więcej, lubią wychodzić w miejsca publiczne. Serio. Introwertyzm to nie fobia społeczna. Chyba każdy czuje pociąg do odkrywania nowych rzeczy, ludzi czy miejsc. 

MIT #4 Introwertycy nie mają uczuć

To, że ktoś nie pokazuje uczuć, nie oznacza, że ich nie ma. Chyba dalszy komentarz nie jest potrzebny (a jeśli uważasz inaczej, to następnym razem zastanów się, kiedy zaczniesz komuś wygarniać, a on będzie tylko stał z kamienną twarzą).

MIT #5 Introwertycy są w głębokiej depresji (a przy tym nie są zdolni niczego osiągnąć)

Moje ulubione. Całe dzieciństwo słyszałam od innych dzieciaków "dlaczego jesteś smutna". A nie byłam. To był po prostu mój czas na regenerację. Bo nigdy nie byłam w stanie spędzić ośmiu godzin ze zgrają 20-30 innych osób i być cały czas "obecna". Potrzebowałam przerwy, żeby odpocząć. A że nie miałam możliwości posiedzieć sama, przyznaję, mogło to wyglądać jakby najbliższy przyjaciel przejechał z premedytacją mojego kota kosiarką. Przez lata nieświadomie wyrobiłam sobie odruch, o którym dowiedziałam się dopiero od kolegi na studiach: kiedy z kimś rozmawiam cały czas się uśmiecham! Podejrzewam, że to spowodowało koniec ery pytań o smutek, natomiast zaczęło komentarze typu "jesteś za cicha, przełam swoją skorupkę, mów więcej, bądź żywsza". A to bolało. Nie wiem czemu, ale nieśmiałą dwunastolatkę bolało. I pewnie bolało by do tej pory, gdybym nie uświadomiła sobie, że taka już moja natura, a sukces wcale nie zależy od tego jak głośno krzyczysz, ale jakie masz argumenty i czy potrafisz je odpowiednio sprzedać. 



0 komentarze:

Prześlij komentarz