niedziela, 23 lutego 2014


No to teraz już wiecie dlaczego świat się jednak dzisiaj nie skończył ;)

Zdjęcie stąd (x) a czytając polecam włączyć to: 


Data całkowicie wyssana z palca. Ani w Eddzie starszej ani w Eddzie młodszej (czyli w dwóch, w miarę komplementarnych zbiorach pieśni o mitologii nordyckiej) nie ma określonego konkretnego dnia. Ale za to możecie zwrócić się do organizatorów Jorvik Viking Festival - świetna kampania marketingowa. W końcu nic tak nie nakręca sprzedaży biletów jak ogłoszenie końca świata.

A jak miało być? Na pewno efektownie. Grzmoty, błyskawice, trzęsienia ziemi i inne tego typu atrakcje. Typowa wizja końca świata: ostateczna walka dobrych i złych. Bogów i olbrzymów pod wodzą Lokiego. Ten ostatni zresztą przyczyni się nie tylko do wszczęcia samej walki ale też do poczęcia wielkiego wilka Fenrira (którego dzieci pożrą Słońce i Księżyc) węża Jormunganda (ten powali potężnego Thora. To znaczy najpierw Thor powali węża, ale zostanie przy tym jadowicie ukąszony) i późniejszej władczyni krainy zmarłych - Hel. 

W dużym skrócie, część olbrzymów, wraz ze zmarłymi popłynie na ostateczne starcie na Naglfarze – okręcie zbudowanym z trupich paznokci (jak na wikingów przystało), inni, ruszą pieszo niszcząc wszystko na swej 
drodze. Bogowie staną do bitwy wraz z wojownikami, których wcześniej wybrał do tego zadania Odyn. Całą jatkę przeżyje tylko garstka bogów oraz para ludzi a świat odrodzi się w nowej, lepszej formie.


To już mój czwarty koniec świata. Jak na razie żaden z nich nie był ostatecznym rozwiązaniem. Ba. Nie przyniósł nawet jakiegoś konfliktu na światową skalę (chociaż muszę przyznać, że akurat na ragnarök trochę liczyłam, mam pracę licencjacką do poprawienia). Moja babcia zawsze powtarza, że ludzie nie potrzebują żadnego końca świata czy apokalipsy, damy radę sami. Więcej, uważa nawet, że nie potrzebujemy do tego otwartej wojny. Pewnie ma trochę racji, chociaż zawsze miło pomyśleć, że chociaż jedna z mitologii przewiduje dla nas jakiś ratunek. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz